sobota, 1 kwietnia 2017

Od Shakespeare do Canterbury

Dziś po raz ostatni śniadanie u naszych gospodarzy i w drogę. Chciałoby się wręcz krzyknąć hurra!, bynajmniej nie z powodu powrotu do Polski, ale ze względu na angielską kuchnię. Każdy z nas pewnie ma w tej kwestii różne odczucia, bo nasze posiłki różniły się niejednokrotnie znacznie i czasami były obiektem westchnień (zwłaszcza kadry ☺). Wszyscy jednakże mieliśmy przegląd bogatej oferty płatków śniadaniowych i różnych wariantów chleba tostowego. No cóż, tym to się nawet najeść nie można, nie wspominając już o delektowaniu. Lunche - no comment. Większa różnorodność w menu pojawiała się na kolację (i tu ukłon w stronę gospodarzy), choć w większości rodzin dawało to zafałszowany obraz zwyczajowych posiłków w brytyjskich rodzinach. Ale - co najważniejsze - było smacznie 👍

Zgodnie z nową zasadą "dzień bez przygód dniem straconym" wyczerpaliśmy limit niespodzianek już o poranku, kiedy to pewien skrupulatnie wypełniający swoje obowiązki pracownik kolei ...... nie wpuścił nas do pociągu. Bynajmniej nie ze względu na nasze niestosowne zachowanie, odrażający zapach czy wygląd czy też z powodu przekonań politycznych (sic!), ale podobno grupy zorganizowane mogą podróżować angielskimi pociągami po godzinie 9.30. Po prostu za wcześnie rozpoczęliśmy dziś dzień 😀
Nie mogło to nijak zburzyć naszego napiętego harmonogramu, więc szybki spacer na przystanek autobusowy i alternatywnymi środkami lokomocji (autobus, kolejka i metro) po 1,5h wysiedliśmy w Westminsterze.




Na spotkanie z panią Natalią panowie czekali już od wczorajszego dnia - nie, nie, nie, nie tylko z powodu jej fantastycznych opowieści londyńskich 😉 Tym razem zobaczyliśmy fragmenty ceremoniału królewskiego, czyli zmianę warty pod pałacem Buckingham.



Niestety z herbatki u królowej nici, bo: po pierwsze to nie " five o'clock", po drugie brytyjska flaga na pałacu oznajmia: "nie ma mnie w domu".



Spacerem przez Westminster,








metrem do London Bridge,



klucząc przez Borough Market dotarliśmy do Globe Theatre na spotkanie z epoką Shakespeare.





Ten osobliwy budynek w centrum City zdaje się przeczyć teorii panta rhei. Tu czas zatrzymał się nie tylko w muzealnych gablotach, ale również na teatralnej scenie, okalającej ją widowni czy też specyficznej atmosferze tworzonej przez teatralnych przewodników (dbałość o formę i jakość przekazu godna najlepszych aktorów 👏). Szkoda, że nie można się było tam zatrzymać na dłużej.

14.30 - opuszczamy Londyn i jedziemy do Canterbury. Przeurocze miasteczko z jedna z najpiękniejszych, a z pewnością najstarszą katedrą w Wielkiej Brytanii (tym razem - z racji konieczności znalezienie w programie miejsca na kompromis pomiędzy sacrum i profanum jedynie rzut oka lub kontemplacja w własnym zakresie). Zabytkowa zabudowa i wąskie tętniące życiem uliczki pozwalają poczuć się jak w minionej epoce. U większości z nas - co pewnie nie jest zaskoczeniem - zwyciężył konsumpcjonizm: poszukiwanie ostatnich pamiątek oraz ... Fish & Chips - podobno najlepsze na południe od Londynu.
Jeszcze tylko kanał La Manche (tym razem jeszcze nie wpław), kolejna nocka w autokarze, śniadanie już po polskiej stronie i ostatnia prosta do Warszawy.

Behind the schedule: stanowcza odmowa wpuszczenia nas na pokład londyńskiej kolejki, dzięki czemu przejechaliśmy się ikoną Londynu, czyli  Dubbledecker No 157 (Wallington - Cristal Palast Station)

Tekst dnia: nie nadaje się do publicznej wiadomości 😉

piątek, 31 marca 2017

Od van Gogha do Hogwartu

Czwartkowy poranek kusił nas pięknym słońcem za oknem, umówionym spotkaniem z mistrzami pędzla i palety oraz wyjątkową, trochę tajemniczą atmosferą Oxford University.

Galeria Narodowa, dzięki ekspresyjnej pani przewodnik, odkryła przed nami swoje tajemnice. Na wyciągnięcie ręki m.in. (no, może nie dosłownie, bo ochrona baaardzo czujna, czego oczywiście nie omieszkaliśmy sprawdzić): Tycjan, van Gogh, Rubens, Monet czy da Vinci. I to w oryginale ☺ Prawdziwa uczta dla ducha!!!




Po południu - wizyta w murach.... szkoły. Ale nie byle jakiej, lecz uniwersytetu w Oxfordzie, a raczej licznych college'y, które są integralną częścią tej placówki. Przepiękna zabudowa najstarszej i jednej z najbardziej renomowanych uczelni  w Wielkiej Brytanii, wszechobecny duch 800 - letniej historii tego miejsca czy też atmosfera rodem z Harrego Pottera (notabene uczelniana jadalnia była jedynie inspiracją dla twórców Hogwardu, choć i tak robi ogromne wrażenie) zachęcają do rozważenia tego miejsca w odpowiedzi na pytanie "A co po maturze?" Zwłaszcza, że póki co, to Królowa współfinansuje😉



Behind the schedule:  nieudana próba wzbudzenia alarmu w Galerii Narodowej (nie mylić z próbą pozbawienia Brytyjczyków ich dziedzictwa narodowego)

Tekst dnia:
uczennice: "Czy będzie jeszcze czas, żeby porobić zdjęcia?"
nauczycielka: "Dziewczyny, czy wy przyjechałyście tylko dla zdjęć?"
uczennice: "Eee, no tak. A pani nie?"

czwartek, 30 marca 2017

Z wizytą u Madame Tussaud's

Jak zaplanowane, tak i zarobione. Za nami kolejny ciekawy i pełen wrażeń dzień. Pogoda dziś bardziej londyńska, czyli pochmurno, wietrznie i chłodno. Na szczęście opady tylko na projekcji 4D 😁.

Poranek rozpoczął się od wymiany wrażeniami z pierwszego kontaktu z rodzinami i targowania się, kto i dlaczego ma lepiej oraz przeglądu wieczornego i porannego menu. Fakt, że niektórzy swoich gospodarzy określili mianem "nasza mama, nasi rodzice", może jedynie świadczyć, że poczuliśmy się w tymczasowy domach co najmniej dobrze.

Wyspani, najedzeni i w dobrych humorach ruszyliśmy do Londynu.
W pierwszej kolejności zwiedziliśmy Katedrę Westminster. Towarzysząca nam tam angielska pani przewodnik p. NATALIA z wielką pasją i niezwykłym urokiem osobistym odkrywała przed nami tajemnice tego niezwykłego miejsca.


Przespacerowaliśmy się również do Parku św. Jakuba (raj dla miłośników florystyki) i obejrzeliśmy zmianę warty gwardzistów królewskich na placu Defilad.



Nastepnie udaliśmy się do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud's, gdzie każdy mógł  - bez konieczności przebijania się przez tłum ochroniarzy - zrobić zdjęcie z gwiazdami muzyki, filmu, świata polityki oraz sportu, czy też postaciami z filmów animowanych. Ciekawą atrakcją był Spirit of London, czyli pomysł przedstawienia historii Londynu w formie pełnej wrażeń podróży... londyńską taksówką 👍👍👍








Dzień dopełnił spacer londyńskimi ulicami Oxford Street, Regent Street, przez Piccadilly Circus do Leicester Square. A po drodze m.in. Burburry, Hugo Boss, Liberty, Paco Ralf Lauren, Louis Vuitton czy Hamlays - oczywiście na nieliczne kieszenie. My w większości musieliśmy zadowolić się Primarkiem i M&MShop 😢 No cóż, może następnym razem...

Tekst dnia: (w kolejce przed muzeum figur)  ochroniarz - Are you Polish?
 my - Yes
 ochroniarz - Open your bags

Behind the schedule: jeden płaszcz opluty przez konia gwardzisty - doczyszczony, jeden zagubiony/nie zgubiony plecak (ciekawe czyj 😉), tylko ... 10 min spóźnienia na zbiórkę i jedna transakcja płatnicza zakończona totalną blokadą jedynej działającej w sklepie kasy. Całkiem nieźle...